To my :)
| | | | |

Drużyna


Park maszynowy

więcej 

Co byś wybrał(a)?
Abarth 500 1.4 T-Jet
Abarth 500 1.4 T-Jet
czy
Maserati Levante V6
Maserati Levante V6

Zlot - okiem moim

Data dodania 2004-06-21 Galeria Autor: Mariusz
Odkąd zamieszkuję w Krakowie mówiono mi, że w tym mieście nie można nic. Nic zrobić, nic zorganizować, niczego załatwić – i ze względu na moją nietubylczość (ostatnio panuje takie powiedzenie, że Krakowianin, prawdziwy, to taki, który potrafi udokumentować swoje szlachectwo lub mieszczaństwo tak do czterystu lat wstecz) będę miał wszelkie problemy z tym związane. Tak myślałem przez lat kilka, konkretnie dwa, bo pomysł zorganizowania zlotu powstał dawno temu, gdzieś zimą 2002, ale Fantateamowcy, jeszcze nie do końca ukonstytuowani, odpierali pomysł skutecznie, a ja też niewiele się zastanawiając odkładałem go na półkę. Półka mi ciążyła, zwłaszcza, że inne rejony Polski odwiedzane były przez klubowiczów często, więc dlaczego nie Kraków, kolebka prawie sportów samochodowych? Niewiele też myśląc (nadal) pomysł spadł z półki, musiałem go odkurzyć i poddałem temat pod dyskusję. Chętnych nie było, bo takie czasy, że niewiele się chce bez pieniędzy, a taka impreza jest wybitnie charytatywna w znaczeniu – niedochodowa dla żadnej ze stron biorących w niej udział – nie licząc satysfakcji, która i tak jest bezcenna, moja, że się udało (bo o tym za chwilę) i uczestników, którzy mieli przyjemność pozmagać się w rajdzie i spotkać z dawno nie widzianymi ludźmi, z którymi niemal codziennie wymieniają posty na liście dyskusyjnej. Okiem organizatora w pewnym momencie stało się tak, że pomysł zlotu został zaakceptowany i znalazła się spora grupa ludzi, którzy odwiedziliby miasto Kraków i wszystkie wsie okoliczne doń przylegające (mrugnięcie okiem dla tych, którzy mieszkają np. na Górce Krowoderskiej – no bo gdzie to w końcu jest?). Ta liczba, bo tak musiałem na to patrzeć, dała mi jakąś nadzieję, że mogę załatwiać hotel, bo jest dla kogo, i mogę zacząć myśleć o poszukiwaniu sponsorów – bo grupa docelowa dla takich działań miała szansę w mieście i nie tylko, się pojawić. Kilka rozmów z dealerami, wymienione maile – i okazało się, że żadna krakowska firma sprzedająca markę nie jest zainteresowana w uczestniczeniu w takiej imprezie. Schody, tak się zaczęło. Jednak – hotel załatwiony, trasa rajdu prawie ustalona, uczestnicy zaczęli się zapisywać i wpłacać pieniądze – nie można więc tego zatrzymać. Znalazło się rozwiązanie. Fanta z tego słynie, że łączy nas różnica zdań. Najpierw powiedziano mi, że i tak nikt mi nie pomoże, potem się ‘wypiął’ Marek, Mirek komenderował z poziomu maila i czasem odbierał telefony. Wojtek nie miał czasu, bo ..., a Pawła nie było widać. Na domiar złego Automobilklub Krakowski, do którego dostałem wszystkie możliwe kontakty od ludzi działających tam w dawnych czasach zawiódł na całej linii stawiając nam warunki, których nie byliśmy w stanie spełnić. Jak w reklamie poxiliny padło pytanie: Co robić? (skoro wszystko się urwało). Z odpowiedzią przyszedł Krzysiek zadając mi zbawienne pytanie: ile potrzebujesz pieniędzy, żeby zrobić 100 koszulek? Dziś wiadomo, że tych pieniędzy potrzeba raptem 1000 złotych, przy dobrej znajomości rynku poligraficznego i małej pomocy zaprzyjaźnionej firmy reklamowej. Było ich jednak znacznie więcej, co dało nam możliwość stworzenia paru ciekawych rzeczy jak całe otoczenie poligraficzne, pojawiła się możliwość pokrycia kosztów wynajmu placów na próby sportowe i była szansa, że coś zostanie na nagrody. I tu muszę zadać kłam obecnym obyczajom panującym i tak reklamowanym w TV: kasa do życia jest potrzebna, ale bez kasy można też sporo i czasem dużo więcej niż w prosty, transakcyjny sposób. Gest Krzyśka popchnął całą imprezę do przodu – nie dlatego, że nagle są pieniądze, więc mamy na bułki, ale dlatego, że cała Fanta ożyła. Marek z Mirkiem załatwili sprawę rajdu (nie wiem co Mirek zrobił Markowi, ale dobrze, że zrobił) – chwała Automobilklubowi Galicyjskiemu i człowiekowi, który robił itinerer, karty drogowe i szkolenie – zrobione wybitnie dobrze, o czym udało mi się go poinformować osobiście w restauracji hotelowej, Paweł znalazł możliwość kolejnego placu w Wieliczce, Bartek postanowił dołożyć się do sponsorowania, a Wojtek bez mrugnięcia okiem (i myszką...komputerową) załatwiał sprawy techniczne. Rozkręciło się. Pisma, faksy, rozmowy, i do zlotu został tydzień prawie, a nagród i sponsora jakiegoś strategicznego nie było. W czwartek, tydzień przed zlotem, Grześ Grątkowski pyta mnie w internecie czy może nie chciałbym porozmawiać z Agipem na temat ewentualnego wsparcia zlotu. Przyznam, że trochę mnie to wytrąciło, bo jakiś miesiąc wcześniej pisałem posta na listę dyskusyjną w sprawie: jeśli ktoś chce/zna/może/umie/potrafi załatwić sponsora to ja proszę o kontakt pilnie. Dobrze, że człowiek z Agipa mieszka niedaleko – bo w Kielcach – i wpadł na rozmowę po moim telefonie. Dostaliśmy główne nagrody w zamian za parę banerów, flag i nalepek samochodowych. Sponsor był.
Zamierzałem ten tekst podzielić na dwie części, ale opowiadanie o zlocie nie ma większego sensu. Kto nie był, niech żałuje – jeśli odczuwa potrzebę taką, a kto był – żadna relacja nie pokaże tego, co widział sam. A z punktu widzenia organizatora zlot był średni – bo ja zawsze jestem krytycznie nastawiony. Hotel dopisał, ale że niespecjalnie doświadczony jestem w negocjacjach ze znajomymi – nieco wyszło drożej niż przewidywaliśmy. Rajd według uczestników był rewelacyjny – czasy dobrze dobrane, szybkie i sprytne próby (Mirek&Marek – gratulacje), rozdanie nagród trochę się przedłużyło, bo kierując się zasadą, że każdy ma dostać coś po zlocie – było co rozdawać – dzięki £ukaszowi Kawęckiemu, firmie Rastas i Spółka czyli Kasia Rudowska&Staszek Rudowski i całej „Warszawie”, i przede wszystkim dzięki Markowi Oleksiukowi, którego nagrodę, jedną z kilku, będzie mógł przetestować Krzysiek, bo zajął miejsce ‘na pudle’, więc mu się należało. Ale podziękowania już pisałem na liście, więc tutaj nie są chyba potrzebne. Z całkiem moich obserwacji – nie miałem czasu – to pamiętam, że w sobotę usiadłem sobie na kilka minut tylko, bo stale były pytania mimo tego, że większość spraw była domknięta. A...i jeszcze jedno, wszystkie spodnie jakie mam spadają. Nawet te najciaśniejsze. Po zlocie. I nie wiem czy w przyszłym roku znowu nie popełnimy tego samego błędu i nie zrobimy znów. Dieta cud.

Data dodania 2004-06-21 Galeria Autor: Mariusz


Spotkania

więcej 

Porady techniczne

więcej 

Przepisy kulinarne

więcej