| £osoś w sosie serowym – może Fanta w końcu zrobi jakąś imprezę plenerową?Data dodania 2004-03-23 Autor: Mariusz | Ostatnim razem miało być spaghetti z sosem pokrzywowym, ale że pokrzyw jak na lekarstwo w tym właściwie przedwiosennym okresie, to będzie coś zupełnie innego, nadającego się na rożen (ang. grill) , ale z dostępem do pieca – bo sos na czymś trzeba zrobić, a i najlepiej zrobić go w kuchni. Samochody? Ktoś pytał o samochody, jaki ma związek – no związek taki, że przepis będzie zachętą do przedmuchania wydechów po zimie i spotkania się w większym niż zazwyczaj gronie (wszyscy z żółtymi kartkami wystąp! – Marek przyznał żółte kartki za nieobecności ostatnim razem – mnie też nie było). No to tak, do łososia w sosie serowym najlepszy jest łosoś w dzwonkach, sztukę na twarz, albo na żołądek, do tego ze dwa ziemniaki, albo bułka czosnkowa bądź tymiankowa – też na twarz po sztuce, ser pleśniowy, oliwa, śmietany kwaśnej nieco, oregano suszone, pieprz, cytryna i może być estragon, ale niekoniecznie. Powinienem teraz wymienić jakie oliwy, jakie przyprawy (producenci) i gdzie najlepiej kupić łososia. Zacznę od tego ostatniego: najlepszy łosoś jest w Norwegii, a najlepsza oliwa we Włoszech i w Grecji. Jednak z tego co wiem, naprzeciw lotniska w Czyżynach krakowskich jest Geant. I właśnie tam tego łososia należy kupić – wszyscy spoza Krakowa – przykro mi, ale nie będzie opcji przenoszenia przepisu w inne rejony. Hm...ostatecznie Szczecin może (tu znaczące mrugnięcie), bo Szczecin słynie z paprykarza, który jest robiony....dobra, żartowałem. Wszyscy, którzy jeszcze nie zrazili się moją ksenofobią: Ready Steady Cook! (BBC Prime – prawa autorskie). Tyle przydługawego wstępu (skargi i zażalenia na numer: +PL FAN TAT EAM). Koniec żartów, panie Wojtku, prąd mi się skończył, i co teraz? Musicie wiedzieć koniecznie, że pan Wojtek jest specem od wszelkiego rodzaju usterek elektromechanicznoinformatycznych. Najpierw psuje, a potem naprawia z pretensjami, że jak się nie znasz (czyli ja na przykład) to palców nie wkładaj (on to mówi dosadniej, ale cenzura nie pozwala). Mówią, że śmiech to zdrowie, mówią na mieście, tak się mówi w Krakowie, że na mieście mówią, wyjaśniłem...chyba, no to ten śmiech to te zdrowie jest, więc jak już porozdziawialiście gęby, to ja was teraz nakarmię. Ale zanim...to pan Mirosław, specjalista zawężony, to taka superspecjalizacja jest, gdyż pan Mirosław specjalizuje się w testowaniu zawartości koloru jasno-ciemno(czasem) żółtego w puszkach aluminiowych o nominalnej pojemności pięć dziesiątych litra. Puszki do testowania dostarcza firma Żywiec (hurra!), hm...podpowiada mi ktoś, że może Mariola, ta Mariola o kocim spojrzeniu?, A, no tak, Mariola je przynosi, nie? Zamieszanie się zrobiło. W każdym razie, pan Mirosław, zanim ja was nakarmię, powinien rozdać po puszce do testowania każdemu, żebyście czkawki ze śmiechu nie dostali, a sąsiada możecie opluć (w gruncie rzeczy to tylko sąsiad), aha, dlaczego opluć? No ze śmiechu. Nie jest śmieszne? To będzie. Przepis będzie jednozdaniowy. Dzwonka łososia opłukać, oprószyć pieprzem białym i estragonem, upiec na patelni lub wolnym ogniu (grill) i podać z sosem serowym zrobionym z niewielkiej ilości oliwy extra vergine, sera pleśniowego (lazur luzem lub gorgonzola), śmietany kwaśnej osiemnastoprocentowej, suszonego oregano w proporcjach dobranych do smaku oraz z upieczonym w ogniu ziemniaku, lub bułeczką pszenną czosnkową, bądź tymiankową. Ha, ha, ha, zaśmiał się hrabia po francusku, i teraz konsternacja, nieprawdaż? Tyle paplaniny, a wystarczyłoby jedno zdanie. A gdyby to jedno zdanie okleić tłem i ludźmi, zrobi się wesoło, bo przecież o to chodziło od początku, kto tego nie złapał, niech czyta jeszcze raz. (dla niewtajemniczonych: po prawej stronie ekranu macie taki suwak, tym suwakiem do góry i będziecie na początku tekstu). To teraz kilka zaleceń, co do tej imprezy plenerowej: Marek przywozi słupki, grill i dziewczyny, Mirek pilnuje testowania puszek, Wojtek zadba o zaplecze techniczne, elektryczne oraz termostatowe i olejowe, Paweł (bez zgody na publikację – najwyżej się zmieni...samo) pamięta skąd się wzięła Fanta, a zwłaszcza cytrynowa, Krzysiek z Bartkiem bawią się sprzętem fotograficznofilmowokamerowym, pan Jasiu czyli Janusz, pilnuje, by nikt na punkt kontroli czasu nie wjeżdżał tyłem (czyli przód z przodu, a tył z tyłu samochodu), Jurand vel Pierwszy Gazownik Ikara z kolegą Rafaellem – mistrzem ‘widio’filmowania i namiętnych poematów o temacie: „Alfo, cóżem ci uczynił, żeś taka piękna jest” zajmują się laczkowaniem sprzętu jeżdżącego, by blondyny na Marka fałszóstkę leciały jak muchy na lep, oraz ja, kierownik całego zamieszania tekstowego, usiądę wygodnie i będę pracował palcem. A zupełnie poważnie mówiąc - Panowie! Zróbmy coś, bo lato za pasem, a tu nic, normalnie nic się nie dzieje. |
| Data dodania 2004-03-23 Autor: Mariusz |
|
|