| Moczka – czyli jak się wykpić od pisania o samochodach...Data dodania 2004-12-06 Autor: Mariusz | Coś dziwnego będzie, coś czego nie spotyka się na zwykłych, wigilijnych stołach. A to dlatego, że albo nie ma wiedzy, albo nie ma ochoty na przyrządzanie. Jest to bardzo śląska potrawa, tak śląska, że niektórzy ¦lązacy nie wiedzą, że jest. Poważniej pisząc, bo mówienie tu raczej nie wypada, jest to dość tradycyjna potrawa, jednak bardzo rzadko spotykana, ze względu na: właśnie – albo nieznajomość przepisu, albo niechęć do niego spowodowaną chyba różnymi odmianami owej (moczki), które różnią się smakiem nawet bardziej niż jedyne, oryginalne wersje bigosu domowego. Nazwa jest dziwnie brzmiąca i niewiele osób, które znam, a które znają potrawę, wiedzą skąd taka nazwa. Bazą do moczki jest piernik, zwykły ciemny bakaliowy piernik, który najczęściej w polskiej kuchni robi się w czasie Wielkanocy i ¦wiąt Bożego Narodzenia. Tradycyjnie było tak, że specjalny kawałek tego piernika zostawiało się z zamysłem, by na przyszły rok był dla moczki. Dziś można kupić „gotowca” w sklepach na ¦ląsku (nazywa się to: piernik do moczki), w Krakowie nie spotkałem, znalazłem coś „na kształt” i to „coś” było bardzo przyzwoite. Tenże piernik, odstawiony, zeschnięty, przed przygotowaniem moczki, moczyło się w niewielkiej ilości przegotowanej, letniej wody, tak by zmiękł całkowicie (moczenie i już się wszystko wyjaśniło), aby dało się go przetrzeć przez sito. Po przetarciu przez sito kleista maź, która jest efektem, staje się podstawą do moczki. Dawniej, tak całkiem dawniej, klasycznie było też, by drugą bazą był wywar jarzynowy (z marchwi, selera, pietruszki, pasternaku), ale z tego, co wiem, jeśli ma być deser na zupełnie słodko, to taki wywar możemy sobie podarować. Mając „wymoczony” i przetarty piernik, możemy się zająć kolejnymi składnikami. Problemem jednak, jest podanie konkretnych ilości, z tego względu, że wszystko zależy od tego, jaki moczka ma mieć charakter; ilość każdego składnika determinuje jej smak, aromat i konsystencję – jest w tej materii pełna dowolność, gdyż można uzyskać smak ciekawego nadzienia a la wiedeński tort Zachera (w wersji wiedeńskiej, nie praskiej – miałem okazję próbować – nie polecam), bądź też gęstego kremu bakaliowo-czekoladowego, lub też, całkiem delikatnego nadzienia wiśniowego do tortu z rejonu Bawarii. Moja wersja jest gęstym budyniem, który ma te wszystkie smaki w sobie (być może jest to wersja optymalna, wypraktykowana przez moja babcię, a sprawdzona przeze mnie – dygresja: ¦ląsk jest takim regionem, który można nazwać mikrokosmosem, Czesi, Polacy, Niemcy i Austriacy próbowali panować na terenach śląskich z mniejszymi lub większymi skutkami, które są widoczne w architekturze i...w kuchni). Wybierając jedną wersję, moją, będą jakieś konkrety: 20 dag rodzynek, 20 dag migdałów, 20 dag orzechów włoskich , 20 dag orzechów laskowych, jedna gorzka czekolada, jedna łyżka kakao (opcja), litrowy słoik kompotu wiśniowego lub/i agrestowego (wiśnia rekomendowana, wiśnie bez pestek, można dać obydwa w dobranych przez siebie proporcjach), ½ kostki masła, 2-3 łyżki mąki, cukier, przetarty piernik, 100 ml wódki wyborowej (min. 45%, ale nie mocniej niż 50%), 10-15 dag śliwek suszonych (im mniej przydymione, tym lepsze), mogą być też morele z kompotu lub suszone, w ilości 10-15 dag, sok z jednej cytryny lub sok porzeczkowy,bądź kompot porzeczkowy. Rodzynki podgotować w niewielkiej ilości wody z cukrem, tak by zrobiły się miękkie. Z masła i mąki zrobić złocisto-brązową zasmażkę, migdały sparzyć, obrać i posiekać drobno (albo kupić gotowe), orzechy również (laskowe obrać i pokroić w połówki), śliwki suszone również drobno pokroić. Do dobrego garnka (grube dno, by się nie przypalało) wrzucić: wymoczony i przetarty piernik (ilość piernika określa konsystencję, im więcej tym gęstsze, średnia ilość to 30-35 dag suchego piernika ), ugotowane rodzynki (bez odcedzania, ale tej wody musi być naprawdę niewiele, tyle, by w czasie gotowania rodzynki były przykryte), zasmażkę, bakalie (śliwki, morele, migdały, orzechy), kompot wiśniowy/agrestowy, czekoladę i na małym ogniu pilnować, by garnek nabierał temperatury. Mieszać trzeba praktycznie nieustannie, gdyż jeśli się przypali (a wcale o to nietrudno) to smak będzie zepsuty spalenizną. Gdy zacznie dojrzewać do wrzenia, zdjąć z ognia i doprawić: cukrem, cytryną lub kakao, w zależności od tego jakie ma być – mocno słodkie, mniej, kwaśniejsze, czy bardziej kakaowe. Po doprawieniu podgrzewać do momentu, aż zachce się moczce wrzeć i wtedy wlać wódkę, wymieszać dokładnie i zdjąć z ognia. Taki oto przepis daje w efekcie konsystencję budyniu czekoladowego z mocną nutą wiśni, śliwek suszonych, rodzynek i delikatnym brzmieniem pozostałych bakalii. Nie ma odpowiednika w żadnym innym regionie Polski, nie ma też innej okazji, by przepis ten wypróbować. Jest to przygotowywane wyłącznie w okresie ¦wiąt Bożego Narodzenia, głównie na ¦ląsku Cieszyńskim. Jak w tytule, o samochodach nie będzie tym razem, chyba, że dostanę pod choinkę model np. Ferrari „Enzo” F60..to ja się jeszcze zastanowię. |
| Data dodania 2004-12-06 Autor: Mariusz |
|
|